Podczas gdy cały świat motoryzacyjny szykuje się do przejścia na elektromobilność, Toyota chłodzi nastroje. Swoje zdanie na ten temat ostatnio przedstawił Akio Toyoda, który podał zatrważający koszt stworzenia odpowiedniej infrastruktury. I to tylko w samej Japonii.
Obecnie producenci samochodów co rusz przedstawiają swoje wizje dotyczące rozwoju samochodów na prąd i ich infrastruktury. Chwalą się osiągnięciami w technologii akumulatorów i praktycznie żegnają się z silnikami spalinowymi. Audi i VW zapowiedziały już wstrzymanie prac nad nowymi generacjami jednostek benzynowych i wysokoprężnych, a m.in. Volvo, Ford, Aston Martin i Jaguar podały rok, w którym planują przestać zalewać rynek modelami spalinowymi.
Ale Toyota, która jest jednym z liderów prac na rozwojem akumulatorów wykorzystujących półprzewodniki, przygląda się temu raczej z boku. Ba, Akio Toyoda – szef tego wielkiego koncernu – już nieraz zwracał się do rządów różnych krajów z petycją o rozważenie zasadności całkowitego zakazu sprzedaży aut spalinowych, jakie mają w planach.
Swoje obawy Toyoda wygłosił ostatnio także podczas konferencji prasowej Japońskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów. Największe dotyczą pokrycia zapotrzebowania na prąd niezbędny do ładowania samochodów. Według niego stworzenie odpowiedniej infrastruktury ma kosztować samą Japonię od 135 do nawet 358 miliardów dolarów (swoją drogą to mnóstwo „Sasinów”).
Podobną opinię przygotował północnoamerykański oddział Toyoty dla senatorów z USA. W swoim oświadczeniu Robert Wimmer – dyrektor ds. badań nad energią i środowiskiem w Toyota Motor North America – powiedział:
Jeśli mamy dokonać dramatycznego postępu w elektryfikacji, będzie to wymagało pokonania ogromnych wyzwań, w tym infrastruktury tankowania, dostępności baterii, akceptacji konsumentów i przystępności cenowej.
Wimmer dodał, że nawet jeśli rywale mają ambitne aspiracje, rzeczywistość jest taka, że mniej niż 2% pojazdów, które zostały sprzedane w USA w zeszłym roku, było zasilanych bateriami. Co więcej, Toyota potrzebowała aż 20 lat, aby przekonać świat do hybryd i sprzedać je w liczbie 4 milionów sztuk. Dla porównania Tesla w 8 lat od rozpoczęcia produkcji, w 2020 roku stworzyła 1-milionowe auto.
Jeszcze w tym roku japońska marka zamierza wprowadzić do sprzedaży trzy samochody na prąd – dwa ze znaczkiem Toyoty i jeden pod „banderą” Lexusa. Tyle tylko, że nie będą to modele od A do Z zaprojektowane jako elektryczne – jak to czynią już choćby Hyundai i Volkswagen – lecz odmiany modeli dostępnych także ze spalinowymi układami napędowymi. Według Japończyków elektryki przynoszą środowisku takie same korzyści jak hybrydy plug-in, ale koszt użytkowania tych pierwszych w dłuższej perspektywie czasu okazuje się wyższy.
Toyota nie jest jedynym dużym producentem, który dość powściągliwie spogląda w elektryczną przyszłość. Również BMW, mające w swojej ofercie kilka elektryków, nie podało daty, kiedy odetnie się od jednostek spalinowych. W przeciwieństwie do swojego największego rywala, czyli Audi, poinformowało nawet, iż nadal będzie pracować nad kolejnymi generacjami jednostek benzynowych i wysokoprężnych.
Skoro nie elektryki, to może samochody napędzane wodorem? Tutaj zdania producentów są podzielone. Wielu czołowych graczy jest sceptycznych, w tym m.in.: Volkswagen, Stellantis, Mercedes-Benz i BMW. Wiarę w tę technologie pokładają z kolei Renault, Hyundai i właśnie Toyota.