Bycie menedżerem Volkswagena to dziś trudny kawałek chleba. Dlaczego? Niemieccy prokuratorzy właśnie oskarżyli kolejne osoby z zarządu koncernu o udział w aferze Dieselgate.
Tym razem zarzuty usłyszało 15 członków Volkswagen Group oraz dostawcy związani z osprzętem silników wysokoprężnych, przy których manipulowano w celu oszukania wyników emisji spalin na stanowisku pomiarowym.
Podejrzane osoby są oskarżone o pomoc oraz podżeganie do popełnienia oszustwa, a także o uchylanie się od płacenia podatków, załatwianie fałszywych certyfikatów oraz niezgodną z prawdą reklamę. Takie zarzuty padł z ust Klausa Ziehe z prokuratury w Brunszwiku, a więc w rodzinnym landzie Volkswagena w Dolnej Saksonii.
W wyniku odkrytej w 2015 roku afery Dieselgate ponad 9 milionów wadliwych samochodów marek Audi, Seat, Skoda i Volkswagen trafiło w ręce konsumentów. Auta te były zaopatrzone w specjalne urządzenie obniżające sprawność silnika tak, aby pomogło ominąć restrykcyjne norm emisji spalin podczas testów homologacyjnych.
Niemiecka prokuratura nie podała nazwisk żadnego z oskarżonych menedżerów. Co ciekawe, akt oskarżenia liczy już 1554 stron.
Dochodzenie karne przeciwko Volkswagenowi zostało umorzone w 2018 roku po tym, jak firma zapłaciła wysoką grzywną. Według rzecznika koncernu, nie jest on w żaden sposób zaangażowany w działania prokuratury, ani zarzuty postawione podejrzanym.
Co istotne, w zeszłym miesiącu przedstawiciele koncernu poinformowali, że będą domagać się odszkodowania od byłych szefów marek Volkswagen (Martina Winterkorna) i (Audi Ruperta Stadlera) w związku z aferą Dieselgate, która doprowadziła do największego kryzysu w historii tego niemieckiego giganta.