Masz rozbudowaną sieć dealerską, produkujesz auta elektryczne, ale wciąż w perspektywie czeka cię zapłata grzywny ze względu na przekroczenie norm emisji dwutlenku węgla. Co robisz? Sprzedajesz swoje samochody elektryczne podlegającym ci dealerom. Z cyklu… behind the scenes.
Tak postąpił Volkswagen, dzięki czemu na początku roku 2021 można było hucznie obwieścić świetną sprzedaż nowego modelu elektrycznego – ID.3. Z miejsca otrzymał on bowiem tytuł drugiego najchętniej kupowanego modelu w Europie. Dopiero co zadebiutował na rynku, a już deptał po piętach najchętniej wybieranemu od lat modelowi, czyli wszem wobec lubianemu, spalinowemu Golfowi. Wow, co za wejście! Jednak ta historia ma drugiego dno…
Śledztwo w Szwajcarii
W styczniu niejaka Jessica Meckmann, użytkowniczka Twittera, zestawiła ze sobą dwa fakty. Po pierwsze, ID.3 był trzecim najchętniej kupowanym autem elektrycznym w Szwajcarii, z liczbą sprzedanych sztuk na poziomie 698. Po drugie… na portalach ogłoszeniowych można było znaleźć zatrważającą wręcz liczbę egzemplarzy do opchnięcia – 392 na samym AutoScout. Wnioski nasuwają się same. Volkswagen chcąc uniknąć płacenia wysokich grzywien, wykonał sprytny ruch, sprzedając swoje elektryczne samochody własnym dealerom.


Skala tego przedsięwzięcia jest niemała. W kontekście całej Europy mówimy tutaj o 24% całkowitej sprzedaży, zaś w rodzimym kraju aż w 35% przypadków szczęśliwymi nabywcami zupełnie nowego ID.3 byli… właśnie dealerzy niemieckiej marki. Sprawę zbadał Greenpeace, stwierdzając:
Szczególnie duża liczba ID.3, najpopularniejszego modelu elektrycznego Volkswagena, pozostała w posiadaniu grupy Volkswagen.
Opracowując raport, Greenpeace wysłał do 50 dealerów Volkswagena sekretnych klientów, którzy byli idealnymi kandydatami do zakupu ID.3. Tylko w ośmiu przypadkach zaoferowano im ten model, podczas gdy pojazdy napędzane silnikami spalinowymi były rekomendowane aż 27-krotnie. Świadczy to o nieodpowiednim przeszkoleniu osób zajmujących się sprzedażą.
Dla producentów to nic nowego
Ale czy jest w tym coś zaskakującego? Właściwie to nie. W Europie w przypadku aut hybrydowych skala tzw. samorejestracji jest niewiele mniejsza i dobija do blisko 20%. Ten cały proceder ma jeden i ten sam cel – to próba zmieszczenia się w limicie emisji dwutlenku węgla. Po niewłaściwej stronie Atlantyku dealerzy również działają w podobny sposób. Może to nie jest w 100% etyczne, ale okazuje się legalne. Koniec końców Volkswagena i tak dotknie kara za przekroczenie norm emisji dwutlenku węgla za rok 2020.
Dealerzy w 2021 roku z kolei będą usilnie starali się znaleźć chętnych na zeszłoroczne modele. Pytanie, czy w grudniu nie będzie powtórki z rozrywki, czyli ponownej samorejestracji na wielką skalę. Potencjalnych klientów – tych prawdziwych – mogą odstraszyć liczne problemy, na które skarżą się właściciele ID.3.


Ale co tu dużo mówić… forsowanie ekologii poprzez śrubowanie norm emisji spalin zmusza producentów do kombinowania i nie do końca czystych zagrywek. Co nie zmienia faktu, że i tak koniec końców wisienkę na torcie zagarnia nie kto inny, jak największy producent samochodów na świecie. Czyli Tesla, mająca w swej gamie wyłącznie modele bezemisyjne. W końcu dzięki promowaniu ekologii, konkurencja pracuje na zysk Tesli.
A w międzyczasie amerykański producent przędzie skrzętnie realizuje postawione przez siebie cele. W 2020 roku plany zostały zrealizowane blisko w 100%.