MotoGuru.pl

Dacie Sandero i Duster w podróży po Polsce – jak tego nie robić

„Znany” dziennikarz motoryzacyjny został zatrudniony przez Dacię, aby przejechać Polskę wzdłuż Wisły – z Krakowa do Gdańska. Co z tego wyszło? Poczytajcie.

„Dacia Sandero i Duster w podróży po Polsce” to cykl 5 artykułów oraz wideo, zrealizowane przez rzekomo „znanego” dziennikarza motoryzacyjnego Błażeja Żuławskiego. Całe to przedsięwzięcie, które zapewne kosztowało sporo hajsu, ma pokazać „jak Dacia otwiera nowe możliwości i podkreślić wszystkie zalety samochodów” tego rumuńskiego producenta.

Błażej czy Juliusz?

No dobra. Otwieram pierwszy z nich, czyli „Od źródeł do Europejskiej Stolicy Kultury” i od razu zdziwienie. Jak to jest, że skoro autorem 5 artykułów jest „znany” dziennikarz motoryzacyjny, to podpisuje się przy nim niejaki Juliusz Grabowski? Kurde! Czuję się, jakbym w jednej chwili dostał od kogoś dupą w policzek przy akompaniamencie soczystego bąka. Przecie miał być „znany” dziennikarz motoryzacyjny, a nie jakiś Juliusz. Ok, ze znanych Grabowskich znam aktora Andrzeja Grabowskiego oraz dziennikarza motoryzacyjnego Tymona Grabowskiego, czyli popularnego „Złomnika”.

Jakoś udaje mi się przełknąć ślinę i drżącą rękę przesunąć myszkę w dół. Najpierw dowiaduje się co nieco o Wiśle, a później – dlaczego „nieznany” dziennikarz motoryzacyjny w miejsce „znanego” wybrał się w podróż Dacią Duster. Czytam: „wybrałem chyba idealny samochód – Dacię Duster, czyli wszechstronnego i wygodnego SUV-a”. No rzeczywiście. Wszyscy marzą o pokonaniu tym autem dystansu 1047 km – tyle dzieli Wisłę od jej początku do ujścia – bo przecież ocieka zajebistością, komfortem, szybkością i w ogóle jest naj. Stawiam orzeszki przeciw dolarom, że jestem w stanie bez mrugnięcia okiem wyliczyć w ciągu 5 s 10 modeli, które byłyby bardziej idealne w miejsce rumuńsko-francuskiej konstrukcji.

Później jest nie mniej ciekawie. „…karoseria ma wyraźne i zdecydowane linie, ale nie jest przesadnie zdobiona jak w miejskich crossoverach – Duster to SUV z charakterem, auto które jak żadne inne pasuje do surowego górskiego klimatu”. Aha.

No i tak sobie jedzie wzdłuż Wisły ten „nieznany” dziennikarz, opisując jak to Duster ma zajebisty napęd 4×4, a na nieutwardzonych drogach dziury i koleiny nie robią na nim żadnego wrażenie. Tu akurat przyznam rację temu Błażejowi w przebraniu Juliusza, bo rumuński SUV to rzeczywiście ewenement w swojej klasie i auto, które w niektórych warunkach wcale nie ustępuje prawdziwym terenówkom.

Przed krakowskim finałem czytam, że „benzynowy silnik zużył około 7 litrów paliwa na 100 km, pokonanie trasy z Beskidów do Krakowa kosztowało mnie około 50 złotych, czyli niewiele”. A później jeszcze o tym jak to komfortowe auto, jak niemęczące w trasie i w ogóle ideał. Wiadomo, Duster! A jeszcze później dowiaduję się, że pod jego maską wcale nie pracował silnik benzynowy! Ha! Ot takie zaskoczenie, zapewne dla podtrzymania emocji…

Czas na Sandero

Na drugą część drogi – od Warszawy do Gdańska – Juliusz wybrał Sandero Stepway. Dlaczego? Otóż okazuje się, że z Dacią jest jak z najmodniejszymi miejscami w stolicy. Rumuńska marka „lata temu była znana głównie z oferowania aut przystępnych cenowo, dzisiaj natomiast kierowcy wybierają te auta także za atrakcyjny wygląd, dobre właściwości terenowe i dynamiczne silniki”. Oczywiście, szczególnie z dychawicznym 1.0 z LPG, który jednak we wprawnych rękach całkowicie zmienia swoje oblicze. Serio!

„Podczas przyspieszania <Dacia> okazuje się wyjątkowo dynamicznym „maluchem”. Jej trzycylindrowy silnik 1.0 z turbosprężarką ma wysoką siłę napędową już przy niskich obrotach, dzięki czemu zapewnia więcej niż dostateczną reakcję na wciśnięcie gazu”.

Błysk zajebistości

Z Bydgoszczy do Gdańska Sandero podróżuje Juliusz, ale później, na podróż z Gdańska do Warszawy zmienia go Błażej, a to oznacza, że w końcu mamy do czynienia ze „znanym” dziennikarzem motoryzacyjnym. I to od razu czuć, bo poziom zajebistości Dacii wzrasta z zajebistością nazwiska. Nagle cechy obu modeli, które do tej pory wydawały mi się przesadzone jakoś przestają wywoływać u mnie uśmiech. Za cały komentarz wystarczy ten fragment:

„Samochody które, nie dość, że pakowne (pomieściły bagaże i sprzęt) i wygodne (podwyższona pozycja za kierownicą, ilość miejsca w środku), potrafiłyby w ciągu jednego dnia bez problemu pojechać szalenie szybko po krętej drodze, na odcinku, który raz do roku stanowi część rozgrywanych w Sopocie Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski, by chwilę potem przejechać z prędkością godną rajdówki, po szutrowej drodze pełnej dołów wypełnionych błotem na klif w Mechelinkach, spotkawszy po drodze terenówki profesjonalnie przygotowane do forsowania tego typu przeszkód. A po kilkudziesięciu minutach katowania ich w tych warunkach, potrafiły wyjechać na autostradę i poruszać się z prędkością 140 km/h we względnej ciszy i komforcie, przez kolejne cztery godziny jazdy z powrotem do Warszawy”.

Komu wierzyć?

No kurka wodna – istne perpetuum mobile godne tego, aby wydać na nie nie dziesiątki tysięcy, tylko setki, a nawet miliony złotych. To dziennikarstwo motoryzacyjne najbardziej doświadczonego i znanego ze znanych dziennikarzy – są konkret, prawda i niesamowita rzetelność. Zresztą to ostatnie słowo ma epilog w tym oto fragmencie: „Zarówno silnik diesla 1,5 dCi w naszym Dusterze, jak i litrowy, trzycylindrowy, wyposażony w fabryczną instalacje LPG, silnik TCe 100 w Sandero, okazały się przy tym ultraoszczędne. Sandero miało tu nawet przewagę nad dieslem, bo nie dość, że jego benzynowe sto koni brzmiało zadziorniej, to dwa baki paliwa zwiększały jego zasięg.”

Co znany dziennikarz to „znany”. Juliusz obstawał, że Duster pod maską ma silnik benzynowy. Błażej, że turbodiesla 1.5 dCi. Komu wierzyć? Komu ufać? „Nieznanemu” czy „znanemu”? Nowemu czy staremu? Ja obstaję oczywiście przy „znanym” – ostatecznie przekonał mnie film zamieszczony przy materiale, w którym jak na dłoni widać, co to znaczy fachowy materiał o Dacii. Taki, w którym bohaterem nie jest człowiek, tylko samochód. Taki, w którym człowiek stanowi tło dla całej opowieści o danym modelu. No i w końcu taki, który jest skierowany do właściwej grupy docelowej.

Z filmu jasno wynika, że Dacie wybierają młodzi i dynamiczni ludzie, którzy cenią sobie takie cechy, jak prostota, toporność konstrukcji, ograniczony komfort oraz konieczność chodzenia na kompromisy. Nie przez przypadek samochody rumuńskiej marki kupują więc kierowcy o przeciętnym wieku 48 lat – tak wynika z badań przeprowadzonych w 2016 r. przez firmę Check24. Tylko jedna marka ma starszych klientów – Jaguary preferują 49-latkowie.

Zajebisty materiał. Chciałbym czytać więcej takich rzetelnych tekstów okołomotoryzacyjnych za grube piniondze!