MotoGuru.pl

Włodku – a co z Toyotą RAV4 Plug-In Hybrid?

Toyota wprowadza w błąd – tak pod koniec stycznia orzekła Komisja Etyki Reklamy w sprawie spotu dotyczącego hybryd tego japońskiego producenta. Dostało się za niesłuszną krytykę hybryd plug-in innych producentów, a tak się składa, że właśnie do sprzedaży trafia RAV4 Plug-in Hybrid. Houston, mamy problem!

Za co dokładnie dostało się Toyocie? Za twierdzenie, że hybrydy plug-in to samochody, które trzeba codziennie podłączać do prądu, żeby z nich w pełni korzystać, a to zajmuje sporo czasu i wymaga dostępu do zewnętrznego źródła prądu. Co więcej, Zientarski w reklamie dodaje, że gdy bateria się rozładują, samochód zużywa więcej paliwa, bo jedzie tylko na silniku spalinowym, wożąc w bagażniku ciężki akumulator, co dodatkowo śrubuje zapotrzebowanie na benzynę. „Dlatego wolę hybrydy Toyoty i Lexusa, bo one same się ładują w czasie jazdy” – mówi na koniec reklamy, czemu towarzyszy dodatkowy napis „Hybrydy Toyoty same ładują się w czasie jazdy”.

„Jeśli hybryda, to tylko Toyota”.

Spot sugeruje więc, że plug-iny okazują się użyteczne wyłącznie, gdy ich akumulatory są pełni naładowane i że takie samochody nie potrafią samoczynnie nabijać baterii w czasie jazdy. Tyle że to nieprawda, ponieważ hybrydy tego typu odzyskują energię zarówno podczas odpuszczania gazu, jak i przy hamowaniu. Co więcej, plug-iny mogą korzystać ze specjalnych programów, dzięki którym istnieje możliwość pełnego naładowania akumulatora, jednak w większości przypadków używanie ich jest mało opłacalne,  gdyż powoduje wzrost zużycia paliwa o dobre 3-4 l/100 km.

Przedstawiciele Toyoty w typowy dla siebie sposób odnieśli się do oskarżeń twierdząc, że „reklama nie zawiera żadnego porównania z hybrydami typu plug-in, wobec czego trudno odnieść się do jakichkolwiek zarzutów merytorycznych, co w konsekwencji oznacza, że skarga jest bezzasadna”.

Hybrydy Toyoty nie są doskonałe

Ciężko się jednak z tym zgodzić, ponieważ Włodek w spocie, który już swoją formą sugeruje, że nie jest reklamą, tylko programem motoryzacyjnym, ewidentnie podważa sens plug-inów, stanowiących tak naprawdę kolejny krok w rozwoju hybryd. Owszem, Toyota spopularyzowała hybrydy, stając się wręcz synonimem tego typu napędu, jednak przez lata z punktu widzenia kierowcy nie były one idealnie. Mało dynamiczne, z wyjącymi silnikami spalinowymi, dość opornie reagującą przekładnią planetarną – działającą jak bezstopniowa – zabijały przyjemność z prowadzanie. Odwdzięczały się za to wysoką niezawodnością oraz niskim zużyciem paliwa.

221-konna Toyota RAV4 Hybrid AWD-i na autostradzie nie czuje się najlepiej.

Dopiero najnowsza generacja hybrydowych układów napędowych Toyoty pozwoliła na wyeliminowanie części z tych wad. Świetny przykład stanowi choćby układ stosowany w RAV4 Hybrid AWD-i o mocy 221 KM. Nie wyje już tak koszmarnie jak silniki starszych generacji, oferuje bardzo dobre osiągi (około 8 sekund do „setki”) i szybko reaguje na dodanie gazu. A na dodatek przy spokojnej jeździe w mieście potrafi zużyć nawet poniżej 7 l paliwa na 100 km.

Wszystko fajnie, dopóki taką hybrydą nie wyjedziecie na autostradę. Dynamika nie budzi zastrzeżeń, jednak RAV4 przy jeździe z prędkością 140 km/h okazuje się zbyt głośne, przez co męczące, a jego silnik zużywa wtedy 9,3-9,8 l/100 km. A to wcale niemało. Mocny turbodiesel bez problemu zawstydziłby w takich warunkach tę wspaniałą technologię Toyoty.

RAV4 Plug-In Hybrid – hybryda z wtyczką

Zupełnie niedawno Toyota wprowadziła nowy wariant swojego popularnego SUV-a. Mianowicie RAV4 Plug-In Hybrid, który dysponuje trzema silnikami, w tym dwoma elektrycznymi (przedni o mocy 182 KM, tylny – 54 KM), wytwarzającymi moc systemową 306 KM. Taki zestaw pozwala na przyspieszenie od 0 do 100 km/h w czasie 6 s i rzekomo zużywa 1 l paliwa na każde 100 km!

Naładowanie dużego akumulatora plug-ina zajmuje około 7 godzin.

No właśnie – czy nie irytują was te dane dotyczące zapotrzebowania na paliwo przez plug-iny? Nie wiem, który ustawodawca na to pozwolił, ale brzmi to idiotycznie i tak naprawdę nie daje przyszłemu użytkownikowi takiego auta żadnej konkretnej informacji.

1 l paliwa jest teoretycznie możliwy, jeśli co 100 km wysiądziesz z samochodu, podłączysz akumulator do prądu, znajdziesz zajęcie na jakieś 7 godzin (tyle czasu ładuje się bateria RAV4 o pojemności aż 18,1 kWh) i po ładowaniu ruszysz w drogę, by po kolejnych 100 km powtórzyć wszystkie powyższe czynności. I tak w kółko. RAV4 Plug-In Hybrid na samej baterii trakcyjnej teoretycznie pokona dystans 75 km, ale z mojej praktyki z podobnymi modelami wynika, że będzie to jakieś 20% mniej. Aha, i takie auto waży aż 1910 kg, czyli o jakieś 250 kg więcej niż samoładujące się w czasie jazdy hybrydy Toyoty.

Mamy więc nową hybrydową Toyotę. Mamy wspaniały Automagazyn i niezastąpionego Włodka, od którego wiemy, że plug-iny są bleeee, bez sensu i nie ładują się w czasie jazdy. Jakimi słowami mógłby nasz Guru tłumaczyć wspaniałość plug-inów? Może: „Toyota RAV4 Plug-In Hybrid jest lepsza od podobnych aut innych producentów, bo my wymyśliliśmy hybrydy”, albo „Toyota RAV4 Plug-In Hybrid jest lepsza od podobnych aut innych producentów, bo nasze hybrydy plug-in są samoładujące się w czasie jazdy, a ich nie”.

W sumie ciężko spodziewać się reklamy tego auta w najbliższym czasie, ponieważ Toyota strzeliła sobie w przysłowiowe kolano. Zupełnie jak Boniek powołując na trenera piłkarskiej reprezentacji Brzęczka, bezdomny, który oddał Rydzkowi Maybacha czy… Kaja Godek.

Dlatego Włodek tutaj raczej nie pomoże, podobnie jak antyreklama polskiego oddziału Toyoty w stosunku do hybryd plug-in. A sprzedawać trzeba – w końcu limity narzucone przez centralę muszą zostać osiągnięte…

Cóż, życzę powodzenia!