Producenci samochodów w Europie mają nową strategię dotyczącą zwiększania sprzedaży swoich modeli elektrycznych. Jaką? Domagają się wyższych podatków od pojazdów spalinowych.
Szefowie kilku europejskich producentów aut osobowych i ciężarowych wzywają europejskich ustawodawców do wprowadzenia nowych podatków od emisji dwutlenku węgla przez osobówki i ciężarówki napędzane benzyną i olejem napędowym. Cel? Ma to pomóc pojazdom elektrycznych w zwiększeniu konkurencyjności na rynki. Według nich podatki powinny przyjąć formę opłat za korzystanie z autostrad lub powinny zostać dodane do cen paliw.
Taką opinię wyraził między innymi Markus Duesmann – dyrektor generalny Audi AG – który w ostatnim wywiadzie powiedział: „musimy opodatkować paliwa w dystrybutorach”! W sumie to nie dziwi, ponieważ ta niemiecka marka bardzo mocno idzie w elektromobilność. W jej ofercie są już e-tron, e-tron Sportback, e-tron GT, a ostatnio dołączyło do nich Q4 e-tron w dwóch odmianach nadwoziowych. Niemcy dosłownie przed chwilą pokazali fantastycznie stylizowany elektryczny koncept A6 e-tron.
Dylemat producentów?
Producenci tradycyjnych aut spalinowych stoją przed dylematem, ponieważ większość ich produkcji i sprzedaży opiera się na samochodach spalinowych, a podniesienie podatków od paliw kopalnianych mogłoby zaszkodzić ich sprzedaży. Z drugiej strony – jeśli pojazdy elektryczne nie będą w stanie konkurować cenowo z samochodami konwencjonalnymi, trudno będzie zwabić do nich klientów i odzyskać ogromne nakłady, jakie ponieśli na rozwój nowych technologii.
Jedną z możliwości podniesienia podatków jest choćby ustalenie cen emisji dwutlenku węgla, co stanowi jedno z ważniejszych narzędzi stosowanych przez rządy w walce z emisją gazów cieplarnianych. Wyższe ceny emisji CO2 ostatecznie prowadzą do podniesienia cen paliw.
Wzywa do tego zresztą sam Herbert Diess – dyrektor generalny Volkswagen AG, do którego należy Audi. Według niego 25 euro, jakie zostało ustalone w Niemczech za emisję dwutlenku węgla jest zbyt niskie i sugeruje, że rząd tego kraju powinien obrać drogę Szwecji, w której cena wynosi… 100 euro! Według Diessa oraz innych szefów firm pomogłoby to zapewnić atrakcyjność elektryków po wygaśnięciu rządowych dotacji na ich sprzedaż.
Tymczasem główne lobby motoryzacyjne w Niemczech wezwało Unię Europejską do wprowadzenia ulg podatkowych dla pojazdów napędzanych biopaliwami i pojazdów elektrycznych, co stanowi kolejny sposób na wykorzystanie systemu podatkowego do skłonienia konsumentów do zakupu pojazdów o niskiej lub zerowej emisji.
Co na to producenci ciężarówek?
Niemal równie głośno na temat zmian w podatkach paliwowych wypowiadają się europejscy producenci ciężarówek, którzy także inwestują miliardy euro w rozwój pojazdów nowej generacji – z napędem elektrycznym i wodorowym.
W grudniu prezesi firm Daimler Truck, MAN, Scania, DAF, Volvo i europejskiej jednostki Forda zajmującej się samochodami ciężarowymi opublikowali wspólny apel, w którym wzywają europejskich przywódców do zaprzestania wspierania oleju napędowego. Tak długo, jak koszty eksploatacji ciężarówek z silnikiem Diesla nie będą odzwierciedlać pełnych kosztów emisji dwutlenku węgla, pozostaną one tańsze w eksploatacji niż pojazdy elektryczne i będą zniechęcać firmy transportowe do zmiany – twierdzą oni w swoim oświadczeniu.
Co więcej, firmy z branży ciężarówek wezwały Unię Europejską do włączenia transportu drogowego do systemu handlu emisjami, oparcia wszystkich opłat drogowych i podatków paliwowych w przyszłości na emisji CO2 oraz do opodatkowania energii w oparciu o to, ile powstaje dwutlenku węgla przy jej wytwarzaniu.
Dyrektor generalny Daimler Truck – Martin Daum – powiedział, że najlepszym sposobem na stworzenie równych szans dla elektrycznych i wysokoprężnych ciężarówek w transporcie długodystansowym byłoby zwolnienie elektrycznych ciężarówek z opłat drogowych przy jednoczesnym podniesieniu opłat za przejazd ciężarówek z silnikami wysokoprężnymi.
Producentom samochodów z pomocą przychodzi sama Unia Europejska, która przygotowuje wzmocnienie przepisów antyemisyjnych. Nowe regulacje, które zostaną zaproponowane latem bieżącego roku, mają ograniczać emisję dwutlenku węgla w wielu gałęziach przemysłu. Dotyczyć będą również samochodów osobowych, ciężarówek, autobusów, samolotów oraz innych środków transportu.
Czy to się im opłaci?
Wezwania do podniesienia podatków paliwowych jest dla niektórych zaskakujące, biorąc pod uwagę, że przemysł motoryzacyjny nadal generuje większość swoich przychodów i zysków z samochodów spalinowych. Dla większości producentów aut pojazdy elektryczne stanowią tylko niedużą część rynku, a dla europejskich producentów ciężarówek to mniej niż 1%. Najbardziej dochodowymi samochodami na rynku są SUV-y i sedany klasy wyższej, co może ulec zachwianiu, jeśli podatki od paliw zbytnio urosną.
Ale według szefów firm motoryzacyjnych, spalinowe auta nadal będą generować pieniądze niezbędne do inwestowania w rozwój aut elektrycznych. Dosadnie powiedział o tym prezes Daimlera – Ola Kallenius – w marcu bieżącego roku, który nazwał dotychczasowy model biznesowy „maszynką do robienia pieniędzy finansującą przyszłość”.
Markus Schäfer – członek zarządu Daimlera odpowiedzialny za technologię – powiedział, że najnowszy Mercedes EQS nie jest równie opłacalny, co klasa S, ale z rozwojem technologii ma się to zmienić:
Będziemy mieli dobry punkt wyjścia z marżami zysku. Wierzymy, że przyszłość jest elektryczna i nie trzymamy się kurczowo przeszłości. Będziemy pracować nad obniżeniem kosztów produkcji samochodów na prąd.
Niektórzy lobbyści ekologiczni twierdzą, że szefowie firm motoryzacyjnych chcą wyższych podatków od paliwa – zamiast, powiedzmy, bardziej uciążliwych norm emisji dwutlenku węgla – ponieważ chcą, aby to nie oni, tylko konsumenci ponieśli koszty przejścia na pojazdy elektryczne.
William Todts – analityk brukselskiej grupy lobbystycznej Transport & Environment – twierdzi z kolei, że podatki paliwowe mogą nie być najlepszym narzędziem przekonywania konsumentów do przejścia na pojazdy elektryczne.
Aby były skuteczne, podatki musiałyby stać się boleśnie wysokie, a to mogłoby doprowadzić do odwetu wśród konsumentów. Przykład? Protesty żółtych kamizelek we Francji w 2018 roku, które zostały wywołane przez rosnące ceny paliw.