Gwarancja na 1 milion kilometrów w folderach reklamowych wygląda świetnie. Ale co tak naprawdę kryje w sobie „Gwarancja Pro” na użytkowe modele Toyoty o nazwie Proace? Ściemę!
Toyoty Proace i Proace City to tak naprawdę modele koncernu PSA (teraz już Stallantis), powstające we Francji razem z m.in. Peugeotem Travellerem czy Oplem Vivaro. O ile auta amerykańsko-francuskiego koncernu z fabryki wyjeżdżają z 2-letnią gwarancją bez limitu kilometrów, o tyle przebrandowane na Toyotę – już z 3-letnią i limitem do 100 tys. km.
Nie dotyczy to jednak polskiego rynku. Przynajmniej teoretycznie, ponieważ nasz oddział japońskiej marki chwali się wszem wobec „Gwarancją Pro”, a więc na 3 lata i z limitem przebiegu wynoszącym aż 1 000 000 km! Słownie jeden milion kilometrów. Swoją drogą wyobrażacie sobie, aby ktoś w tym czasie rypnął podobny dystans? Przy założeniu, że rok ma 365 dni, daje to… jakieś 913,2 km dziennie!
O co chodzi? To proste! Toyota kojarzy się z niezawodnością, a Citroeny, Peugeoty czy Ople – już niekoniecznie. Skoro jednak Japończycy zdecydowali się na sprzedaż amerykańsko-francusko-niemieckiego samochodu pod swoją marką, warto zrobić coś, aby nie odstraszał klientów, którzy od razu zauważą rodzinne podobieństwo. W czasie burzy mózgów w siedzibie Toyoty któryś z mądrych – zapewne ten sam, który tak pokochał Włodka – rzucił więc hasło „dajmy gwarancję, jakiej nie ma nikt” No i dali. Tyle tylko, że…
Czym jest „Gwarancja Pro?
To tak naprawdę ubezpieczenie wybranych kosztów napraw, zawarte pomiędzy polskim przedstawicielstwem japońskiej marki a firmą Lloyd’s pod nazwą „Gwarancja Pro”. Taki haczyk reklamowy, mający pokazać, że klienci nadal mogą liczyć na wspaniałą niezawodność Toyoty, a jeśli coś się spieprzy, to ci to wymienimy. Lub nie!
Wszelkie wątpliwości co do prawdziwej gwarancji na auto rozwiewa już choćby to stwierdzenie: „okres obowiązywania gwarancji producenta oznacza okres liczony od daty przekazania Pojazdu pierwszemu właścicielowi do dnia wygaśnięcia gwarancji producenta (3 lata/100.000 km)”, co oznacza, że pojazd jest objęty fabryczną gwarancją właśnie na taki czas.
Zagłębiając się dalej w temat czytamy, że „Gwarancja Pro” obejmuje „wszystkie mechaniczne, elektryczne, elektroniczne oraz hydrauliczne /pneumatyczne elementy i zespoły Pojazdu zamontowane w pojeździe fabrycznie, z wyłączeniem…”. Tutaj mamy wyliczankę w postaci listy elementów, które ulegają naturalnemu zużyciu, a więc takich jak opony, sprzęgło czy amortyzatory.
Ale wyłączeń jest znacznie więcej – prawdę mówiąc to cała litania części. Przykłady? „powłoka lakiernicza, lampy, układ wydechowy z katalizatorem, mocowanie kolumny McPhersona, wahacze, uszczelki drzwiowe i okienne, klamki, czy zawiasy”.
Ciekawe informacje można znaleźć też w przypadku tego, jakich szkód nie obejmuje ochrona ubezpieczeniowa. W tym przypadku dochodzimy do najciekawszego stwierdzenia – otóż nie obejmuje ona „szkód spowodowanych przegrzaniem, korozją lub postępującym osłabianiem sprawności Pojazdu, proporcjonalnie do wieku i ilości przejechanych kilometrów, w tym między innymi: 1) stopniową utratą kompresji silnika (max 10% wartości wyjściowej; dopuszczalna różnica między poszczególnymi cylindrami 7%); 2) stopniowym zwiększeniem zużycia oleju podczas eksploatacji Pojazdu (pow. 1 litra na 1.000 km)”.
Konkluzja
No i fajnie! Czyli tak naprawdę możesz zasuwać przez 3 lata te 900 km dziennie i liczyć tak naprawdę na standardową gwarancję Toyoty – w końcu silnik jest traktowany niemal na równi ze sprzęgłem, wycieraczkami czy oponami. Bo „Gwarancja Pro” nie obejmuje tego, co się zużywa najmocniej, czyli silnika. Ile wytrzymują współczesne turbodiesle? Wysilone i skomplikowane? 300, 400, 500 tys. km do remontu? To zapewne zależy od użytkownika, a kierowcy firmowi, znani z ciężkiej nogi, potrafią zarżnąć dosłownie wszystko. Znam przypadki „mistrzów”, którzy zacierali silnik w Mercedesach Sprinterach po 100-130 tys. km.
W lekturze „Gwarancji Pro” tylko teoretycznie płynie kilka dobrych wiadomości. Nie ma w niej wprawdzie ani słowa o skrzyni biegów, o turbosprężarce i wtryskiwaczach, ale… dwa pierwsze elementy podlegają naturalnemu zużyciu, a wtryskiwacze wchodzą pod stwierdzenie, że gwarancja nie obejmuje szkód „będących rezultatem użycia zanieczyszczonego paliwa lub paliwa niezatwierdzonego przez producenta Pojazdu”.
Milion kilometrów zawsze brzmi dobrze, przyciągając do gamy Proace liczne grono klientów. Ciekawe tylko, czy po ewentualnych przygodach serwisowych nadal będą oni tak mocno wierzyć w magię powyższej liczby.